Przy okazji robienia zakupów do biura, Andrzej kupił nową grę planszową. Paweł ją wypatrzył w sklepie. To była gra o zakupach. Nazwijmy ją „Shopping-szał”, chociaż myślałam też o nazwie: Wyścig po parówki! Na opakowaniu było napisane: Gra strategiczna dla całej rodziny.
Mój mąż nie jest typem analityka, zerknął na pudełko i po prostu spełnił prośbę siedmioletniego syna. Wczoraj zagraliśmy pierwszy raz. Chłopcy się cieszyli, jak zawsze zresztą, gdy dostaną nową zabawkę. Ja miałam mieszane uczucia.
U podstaw gra przypomina troszeczkę Eurobiznes, tylko zamiast terenów i nieruchomości kupuje się różnego rodzaju produkty. Za określoną kwotę dostajemy tekturowy żeton z rysunkiem produktu, który umieszczamy w swoim koszyku. Na planszy są też pola typu: bon towarowy ( gracz dostaje 100 zł premii ) oraz fryzjer, kawiarnia ( na tych polach gracz płaci, ale nie dostaje żetonu).
Gra przeznaczona jest dla dzieci od 7 roku życia, ale chyba lepiej grać w nią z maluchami, które nie znają jeszcze rywalizacji. Dopóki dzieci nie rozumieją przesłania gry i nie zależy im na uczciwej wygranej, gra może być fajna. Maluchy uwielbiają bawić się w „zamiankę”, więc cieszą się, gdy mogą za banknot otrzymać np. żeton z zabawką. W takim przypadku trzeba tylko pilnować, żeby dziecko nie zjadło banknotu, nie udławiło się kostką, pionkiem lub żetonem 🙂
Ale to chyba prostsze niż wytłumaczenie siedmiolatkowi, że wprawdzie gramy w naszą nową grę, jest miło, ale pamiętajmy, że zasady w niej zawarte są absurdalne i nie należy ich stosować w życiu 🙂
Oto zasady:
Wygrywa ten gracz, który będzie miał w koszyku największą ilość produktów. Nie ważne jakich.
Cała strategia w grze polega na tym by kupować jak najtaniej i jak najwięcej. W praktyce wychodzi na to, że jak trafisz na pole z parówkami to kupuj, bo są tanie! A jak wejdziesz na sporty zimowe, np. narty za 300 zł to nie kupuj, bo za tą kwotę możesz mieć dużo parówek .
Trafisz do kawiarni i musisz się napić kawy z przyjacielem za 20 zł – załamka. Plac zabaw, synonim więzienia. Dzięki tej grze pierwszy raz widziałam, żeby nasze dzieci były nieszczęśliwe z powodu wejścia na plac zabaw. Dziecko niechętnie stawia pionka na tym polu, bo wie, że straci czas. Teraz będzie musiało się bawić, a reszta graczy może kupować parówki 😉
Gra jest pełna takich absurdów.
W ogóle, żeby zacząć grać należałoby rozłożyć 108 żetonów w odpowiednie miejsca na planszy, tak by później gracze mogli kupować żetony. Nawet, gdyby ktoś namówił na to dzieci, to przecież przy każdym podskoku pionka żetony przemieszczają się na mało stabilnej planszy. Chyba że dzieci potrafią spokojnie i delikatnie przesuwać pionki i nie wykonują żadnych „niegrzecznych małpich ruchów” 😉
Przez całą rozgrywkę powstrzymywałam się od złośliwych uwag pod adresem twórców naszego „Shopping-szału”. Gra jest przecież tyko pretekstem na budowanie więzi z dziećmi. Po za tym chciałam uszanować wybór syna. W sumie zabawę mieliśmy niezłą. Aż się boję, że dzieciom za bardzo się podobało 😉
Na koniec ostatnia niespodzianka, która przeważyła o mojej nazwie.
Gdy chcieliśmy schować grę do pudełka okazało się, że nasze koszyczki, które skrupulatnie składaliśmy z dołączonej do opakowania tekturki (co wcale nie było łatwe) nie mieszczą się do pudełka! Żeby je schować trzeba przynajmniej dwa z nich całkowicie rozłożyć, albo wcisnąć brutalnie jeden w drugi i przygnieść planszą nie przejmując się konsekwencjami. Można też wyrzucić ozdobną część opakowania i włożyć koszyczki zgniatając tylko ich uchwyty.
Po prostu : Shopping i szał w jednym! 😉