Nieznośne zachowania u dzieci i „Wychowawcze czary-mary”

W poprzednim wpisie było o tym jak rozmawiać. Dzisiaj o tym, kiedy NIE rozmawiać.

Gdy Paweł był mały, miał ok. 2 lata, uwielbiałam pewien trik, którego nauczyłam się od Tracy Hogg.

Dziecko nie chce się ubierać. Podchodzisz i pytasz, tak jakby to był początek świetnej zabawy: Które spodnie dziś zakładamy, niebieskie czy szare?  Dziecko zadowolone, że samo decyduje o swoim losie zakłada, a raczej pozwala założyć sobie spodnie i idziemy na spacerek. ( Jakie to słodkie 🙂 )

Męcząca była tylko częstotliwość z jaką maluch chciał o wszystkim decydować. Tym bardziej, że byłam wtedy w ciąży.

Pewnego dnia na pytanie: które spodnie zakładamy, niebieskie czy szare? Usłyszałam: żadne! Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, ale tylko za pierwszym razem 😉

W międzyczasie urodził się Filip. Nagle nasza doba była jakaś krótsza. Moje umiejętności osłabione. Próbowaliśmy po prostu odnaleźć się w nowej sytuacji i przetrwać między pieluchami. Dopiero, kiedy Paweł poszedł do przedszkola zaczęliśmy bardziej myśleć o nowej strategii działania.

Długo szukałam czegoś co odpowiadałoby nam jako rodzicom. Czekałam, aż poczuję taką samą „chemię” jaką czułam, gdy zetknęliśmy się z książkami Tacy Hogg, albo Adele Faber i Elaine Mazlish. Mam przez to w domu kilka książek o dzieciach, które wyglądały dobrze, ale nie wpisały się w moje życie. Zatrzymałam je wtedy, bo myślałam, że się przydadzą 😉

20150507_170631[1]W końcu znalazłam: Wychowawcze czary – mary dr Thomasa W. Phelan’a. Książka przeznaczona jest dla rodziców dzieci w wieku od 2 do 12 lat.

Szczerze mówiąc polski tytuł Wychowawcze czary-mary, brzmiał dla mnie dość niepoważnie. ( Ja tracę grunt pod nogami! Chcę porządnie wychować dzieci, a tu jakieś czary-mary, pewnie coś o bezstresowym wychowaniu, życie to zabawa i inne takie tam – pomyślałam.)

Podtytuł był już bardziej serio: „Odzyskaj spokój w domu i ciesz się z posiadania dziecka”. Tak naprawdę tego chciałam. Chciałam nadal cieszyć się z posiadania dzieci, o których marzyłam, które kochałam, ale coraz częściej czułam, że coś robię źle.

Małe dzieci są absorbujące, kochane, zabawne, ciekawskie, pełne życia i napełniają nasze serca radością. Dla wielu ludzi wychowywanie dzieci stanowi źródło niezrównanych przeżyć, których nie da się nawet porównać z jakąkolwiek inną dziedziną życia.

Mimo to bycie mamą lub tatą może też być ogromnie frustrujące, jeśli nie do końca wiemy, co robimy. Kiedy po raz tysięczny toczy się wojna o batonik, życie z pewnością staje się udręką.                                                            dr T.W.Phelan

Poruszyły mnie te słowa, bo tak właśnie się czułam. Nie mogłam pogodzić się z tym, że moje życie zamienia się w frustrującą walkę o każdą pierdołę. Męczyło mnie to, że nie wiem jak się zachować w pewnych sytuacjach. Przede wszystkim nie chciałam dojść do momentu, kiedy własne dzieci zacznę traktować jak intruzów i prześladowców.

Rozumiem, że rodzicielstwo jest wyzwaniem, ale nie mogę całej energii poświęcać na walkę z czymś czego nie chcę. Wolę walczyć o to na czym mi zależy, czyli o szczęśliwy dom.

Zasadniczą kwestią, która musiałam zrozumieć to fakt, że jako rodzic będę frustrować swoje dzieci, bo żeby być dobrym rodzicem muszę być ciepła i życzliwa, ale także wymagająca i stanowcza.( więcej o tym będzie w następnym wpisie )

Dr Phelan opisuje to w następujący sposób:

Musisz regularnie frustrować swoje dzieci na trzy zasadnicze sposoby:

1.  każąc im robić to, czego im się akurat nie chce, np. odrabianie lekcji, kładzenie się spać.

2. każąc im przestać robić coś, co chcą akurat robić, np. dokuczanie, marudzenie i jęczenie

3. odmawiając im tego, czego akurat chcą, np. batonika, zabawki.

Kiedy frustrujesz swoje dzieci, mają one dwie opcje postępowania.

Pierwsza: mogą współpracować i nauczyć się tolerować frustrację. Większość dzieci stopniowo uczy się, że frustracja to nie koniec świata, i w miarę dorastania zaczyna rozumieć, że pogodzenie się z bieżącymi przykrościami może ułatwić uzyskanie korzyści w przyszłości. A to – czyli umiejętność rezygnacji z czegoś teraz celem uzyskania większych korzyści w przyszłości – stanowi fundament inteligencji emocjonalnej. 

Jest jeszcze druga opcja: sfrustrowane dzieci mogą zaangażować się w działania zwane kwestionowaniem i manipulacją. Takie działania zmierzają do wywołania u rodzica emocjonalnej dezorientacji i tym samym zbicia go z tropu, co pozwala dziecku uzyskać to czego chce, albo uniknąć dyscypliny. ( dr Phelan )

Dzieci bardzo szybko się uczą i wiedzą jaką strategię będą musiały zastosować, żeby pozbyć się uczucia frustracji. Pragną postawić na swoim i osiągnąć to czego w danej chwili chcą. Jeśli to się nie uda, to może pojawić się drugi cel: zemsta. ( Niestety, nawet wielu dorosłych w ten sposób próbuje radzić sobie z frustracją.)

W takich sytuacjach intuicyjnie odwołują się do kwestionowania i manipulacji. W zdezorientowanych emocjonalnie rodzicach, ich działanie może wywołać serię niemiłych uczuć, a nawet zachowań: od poczucia winy i uległości, po wściekłość i agresję. Właśnie w  takich momentach  rozmowa najczęściej nie przyniesie oczekiwanych rezultatów.

Sytuacje, w których rozmowa nie pomoże to:

Manipulacja i kwestionowanie decyzji rodzica.

Najczęściej zaczyna się od nękania. 

Dziecko męczy ciągłymi pytaniami typu: czemu ? czemu nie mogę? czemu jesteś taka? Jednak wcale nie zależy mu na uzyskaniu odpowiedzi, tylko na postawieniu na swoim.

Nękanie często przechodzi w dwie formy: agresywną lub męczeńską.

AGRESYWNA strategia

Działanie typu zastraszanie, grożenie, a także fizyczne próby pokazania swojego ja czyli niszczenie przedmiotów lub bicie.

Zastraszanie: jeśli mi nie pozwolisz, to…   i tu dziecięca wyobraźnia nie zna granic. Ja kiedyś od niespełna trzyletniego syna usłyszałam: wyrzucę cię do kosza. Sprawa o wiele bardziej się komplikuje jeśli dziecko jest starsze, ma około 5 lat i nadal rozładowuję frustrację przez bicie. Nie mówiąc już o tym że przestaje być zabawnie, kiedy nastolatek grozi koszem na śmieci 😉 W takich sytuacjach trzeba pokazać dziecku alternatywne sposoby rozładowania negatywnych emocji. Tak by rozumiało, że ma prawo czuć złość, ale jednocześnie wiedziało jakie sposoby radzenia sobie z takimi uczuciami są właściwe, a jakie nie.

MĘCZEŃSKA strategia

Robienie z siebie męczennika to jedna z ulubionych technik. Dziecko próbuje udowodnić że jest traktowane niesprawiedliwie, że ma gorzej niż inni i w ogóle jego życie jest trudne. Pierwszą formą jest użalanie się nad sobą: Ja nigdy niczego nie dostaję. Jego bardziej kochasz niż mnie. Wszyscy koledzy mają własne tablety.W połączeniu z nękaniem daje mieszankę zwaną jęczeniem. Każdy, kto choć raz tego doświadczył wie o czym mowa 😉

Do męczeństwa można także zaliczyć pozawerbalne sposoby wpływania na rodziców, takie jak: milczenie, nie jedzenie obiadu, albo siedzenie w szafie przez godzinę. Jeszcze inny sposób to płacz, dąsy, przybieranie płaczliwego wyrazu twarzy. My kiedyś przyłapaliśmy naszego czteroletniego syna na ćwiczeniu „podkówki” przed lustrem 😉

Także groźby mogą nabrać męczeńskiego tonu:

Jak nie to, ucieknę z domu. Nie będę w ogóle jeść. Zabiję się.  Przy poważnie brzmiących groźbach, rodzice powinni zadać sobie dwa pytania: czy ich dziecko jest ogólnie rzecz biorąc szczęśliwe. Czy na ogół cieszy się życiem,ma przyjaciół, radzi sobie w szkole i w miarę dobrze funkcjonuje w domu? Jeśli tak to jest mało prawdopodobne, żeby takie dziecko chciało targnąć się na swoje życie. Po drugie, czy groźba samobójstwa została wypowiedziana ni stąd, ni zowąd, czy też stanowiła reakcję na jakieś konkretne rozczarowanie? Jeśli zdanie „Ja ze sobą skończę” pojawia się bez związku z konkretna sytuacją, lepiej nie lekceważyć tej groźby. ( dr Phelan )

Celem męczeństwa jest wywołanie wyrzutów sumienia u rodziców i jest ono zdumiewająco skuteczne.

Wisienką na torcie strategi męczeńskiej jest podlizywanie się. Można by się kłócić czy w prawieniu komplementów, obiecywaniu niestworzonych rzeczy może być coś złego? Teksty typu: Jeśli kupicie mi pieska, to już nigdy w życiu o nic was nie poproszę. Jesteście najwspanialszymi rodzicami na świecie, tylko kupcie mi… w takich sytuacjach trzeba wykazać się delikatnością, może poczuciem humoru, ale także stanowczością. Chociażby z jednego powodu: jeśli dziecko nauczy się manipulacji przez podlizywanie, w dorosłym życiu będzie mu trudno stosować partnerskie zasady działania w pracy czy w relacjach. Zawsze będzie udawać głupszego niż jest albo szukać głupszych od siebie.

Wiele mam i tatusiów wydaje się być wyposażonych w przycisk odczuwania winy wielkości powiatu. Wystarczy, że dziecko go naciśnie – i już przejmuje kontrolę. Dzieci bardzo szybko orientują się, jak wiele rodzice inwestują w dobrobyt swojego potomstwa. Wiedzą, że rodzice pragną ich bezpieczeństwa, szczęścia i zdrowia. Ale jednocześnie zdają sobie sprawę z pewnego logicznego powiązania: udając że dzieje się im krzywda, mogą skutecznie wpłynąć na zachowania dorosłych.

SONY DSC
SONY DSC

Jeśli nie ma się opracowanej strategii, łatwo popełnić dwa największe błędy w dyscyplinowaniu dzieci:

1. za dużo gadania.

Pojedyncze wyjaśnienia czasami są konieczne. Ale ciągłe powtarzanie tego samego oraz prawienie kazań nie przynosi oczekiwanych rezultatów.  Czas na dłuższe rozmowy i wyjaśnienia może być wtedy, gdy stworzymy przyjazną atmosferę, nie związaną bezpośrednio z trudną sytuacją, czy konfliktem. ( więcej o słuchaniu empatycznym jest w poprzednim artykule ). Zawsze też należy pamiętać by długość wypowiedzi dostosować do wieku i możliwości dziecka. To, że rodzicowi ulży, bo się nagada, poda tysiąc argumentów, poczuje się spokojniejszy, wcale nie znaczy, że dziecko wyniesie z tego coś dobrego. Nadmiar informacji powoduje u dzieci zmęczenie, irytację i dezorientacje. W rezultacie po prostu nie są w stanie dłużej słuchać. Najczęściej brak efektów sprawia, że rodzic czuje frustracje, a wtedy blisko do syndromu o którym pisze dr Phelan : „mówisz – perswadujesz – kłócisz się – krzyczysz – bijesz .”

2. za dużo emocji

Pozytywne uczucia można i należy okazywać jak najczęściej i bez wahania. Wyrażając swoją miłość, udzielając pochwał nie wyrządzimy dziecku krzywdy. Jednak inaczej sytuacja wygląda kiedy rodzic jest zły na dziecko.  Brak kontroli w takich sytuacjach może być problemem, ponieważ rozeźleni rodzice często dokonują złych uczynków. Rozeźleni rodzice mogą wrzeszczeć, krzyczeć, poniżać i dręczyć, mogą także narazić dzieci na fizyczny ból.

Żeby zapanować nad złym zachowaniem dziecka, najpierw trzeba umieć zapanować nad sobą i opanować gniew.

Najczęściej w takich sytuacjach dorosły jest zajęty czymś, myśli o kolejnych zadaniach, albo wydarzeniach z dnia. W momentach zaskoczenia,przemęczenia działamy odruchowo. Jeśli mamy wypracowane schematy działania, zadziałamy tak jak się tego nauczyliśmy, dlatego warto nauczyć się właściwych reakcji.

Dzieci nie są miniaturami dorosłych, różnią się od nich nie tylko wzrostem. Nie można oczekiwać od nich, że będą postępować według racjonalnych argumentów. Różnią się od dorosłych także poziomem inteligencji emocjonalnej. Dzieci (szczególnie do 6 roku życia ) nie potrafią skutecznie oddzielić emocji od działania. Dlatego zachowują się jak egoiści. W rezultacie wygląda to tak, że jeśli dziecko poczuje, że czegoś chce natychmiast zaczyna działać w tym kierunku. Chcę zabawkę więc ją biorę, nie ważne czy to jest moja zabawka, czy jakaś nowa, która stoi na półce w supermarkecie. Dziecko bierze, a jeśli ktoś mu w tym próbuje przeszkodzić zaczyna się…najpierw bitwa na głosy, a  później taniec z gwiazdami 😉 W przypadku maluchów, takich mniej więcej do 3 roku życia można zastosować: odwrócenie uwagi, zmianę stanu emocjonalnego lub fizyczne przeniesienie w inne miejsce 🙂 W przypadku 3-4 latków potrzebna jest prostsza( bardziej uniwersalna)  strategia, ponieważ im dziecko jest starsze tym lepiej radzi sobie ze sztuczkami rodziców.

Z reszta tak naprawdę nie chodzi tylko o to żeby przetrwać nieznośne zachowania dzieci. Ważniejsze jest to by zastosować taka technikę która nie tylko zapewni nam spokój. Ale przede wszystkim nauczy dziecko właściwego radzenia sobie z uczuciem frustracji w życiu i dążenia do celów.

W następnym wpisie będzie zatem o magicznej metodzie, która uczy asertywności w domu i nie tylko.

Bożena Burzyńska