Gdybym zobaczyła gdzieś zdjęcie naszej choinki, na pewno pomyślałabym: Boże jak dobrze, że nie muszę tego trzymać u siebie w domu. Tyle dziwnych ozdób na jednym biednym drzewku. To do niczego nie pasuje. Do tego zaraz zaczną się sypać z niej igły. Co z tego, że jest w donicy, pewnie i tak nie przyjmie się na działce. No i jeszcze nie wyobrażam sobie, żeby wynosić orbitrek z pokoju tylko po to, żeby postawić w nim mało ozdobną ozdobę.

Tymczasem przechodząc przez przedpokój potykam się o orbitrek, siadam na sofie i… podziwiam: kłujące gałązki,  niezdarnie obwieszone ozdobami, wszystkim, które zgromadziliśmy przez 3 lata. Widzę bombki, które sami oklejaliśmy. Pierniki o dziwacznych kształtach, niektóre nadgryzione, bo dzieci nie mogły się zdecydować: zjeść, bo takie smaczne, czy zostawić, bo takie piękne 😉 Papierowe zawieszki, które Paweł zrobił w szkole. Wielką szklaną bombkę przywiezioną z przedszkolnej wycieczki do fabryki bombek. Błyszczące cekinowe ptaszki, tuż obok filcowego misia, by nie czuł się samotny 😉

Przypominam sobie jak pojechaliśmy po to drzewko. Jak musiałam się gryźć w język, bo chciałam by syn samodzielnie wybrał dokładnie taką choinkę, która moim zdaniem będzie najlepsza. Niekłującą, małą, taką, która ma największe szanse by przetrwać i rosnąć jeszcze długie lata na działce. W środku byłam naprawdę zła, kiedy wnosiliśmy do domu moim zdaniem za duże, zbyt kłujące i w ogóle nie takie jak trzeba drzewko. Ale radość dzieci była nie do opisania. Skakali jak małpki wokół tego świerka. Byli z siebie tacy dumni. Szczęśliwi. Wieszali wszystko co wpadło w ich ręce. Wspominali, kto jaką ozdobę wybrał w sklepie. Bo co roku każdy ma prawo sam kupić własne dekoracje.

Było widać, że zupełnie nie pamiętają, ile było płaczu i nerwów w sklepie, kiedy nie zgodziłam się na zakup wielkiego pudła bombek. Jak usłyszeliśmy z Andrzejem, że jesteśmy najgorszymi rodzicami na świecie. Jak spierali się o to czyja gwiazda zawiśnie na czubku choinki. Jak wracaliśmy zdenerwowani do domu i Andrzej na rozładowanie atmosfery zaśpiewał fragment piosenki z Lego Przygoda: Życie jest czadowe! Każdy rozumiał to na swój sposób 😉

Patrzę na nasze drzewko i wiem, że chociaż na zdjęciu w internecie wyglądało by kiczowato, dla mnie jest przepełnione naszymi przeżyciami, radością chłopców, wspólnym wysiłkiem i wielką nadzieją, że w Wigilię znajdą się przy nim wspaniałe prezenty. Ten widok jest wart wysiłku, kompromisu i wiem, że już za rok znowu będę miała siły i ochotę, by przechodzić to na nowo.

Bo z choinką jest jak z życiem. Nie można mieć wszystkiego na raz. Albo pozwalam dzieciom ubierać drzewko i mamy to co im sprawia radość, albo sama ubieram choinkę i mam czym się pochwalić na blogu 🙂

 

komentarzy
  • kochana po …nastu latach jedna choinka będzie mało,hahaha. My od 2 lat ubieramy 3 choinki i z roku na rok coraz mniej babek na nich wisi,większość to ozdoby naszych dzieci.A jak jakaś się popsuje to obowiązkowo reanimacja i na choinkę hahaha. Mi samej sprawia wiele radości tworzenie z nimi , na starośc jak znalazł bedzie co wspominać. Pozdraiwiamy i życzymy Wesołych i Spokojnych Świąt Bożego Narodzenia oraz samych radości w nadchodzącym Nowym 2016 Roku.

  • Haha 🙂 świetny wpis 🙂 choinka na zdjęciu rzeczywiście trochę hm… „niewyględna” 😉 ale już rozumiem dlaczego, i bardzo mądrze! U nas choinkę ubierał m. In. dwulatek. Mieliśmy po 7 bombek na jednej gałązce i tak obwieszony cały dół 😉 i tak zostało, miało to swój urok 🙂

    • Dzięki!:) Wasz dwulatek pewnie był zachwycony, że mógł podziwiać owoc własnej pracy 😉 Uwielbiam rzeczy, które mają „swój urok”, bo stają się obrazem dobrych przeżyć i łatwiej o nich pamiętać 🙂

  • 🙂 tak, szczególnie obecność dzieci w domu sprawia że dom zaczyna żyć. Takie idealne choinki, wymuskane z pięknymi bombkami ze sklepu są piękne ale trochę nie ma w nich życia. O wiele bardziej wolę te dziecięce 😉 Na Twój blog trafiłam bo zajrzałam przypadkiem na FB Twojego Męża – będę do Ciebie zaglądać, ciekawie piszesz 🙂

Bożena Burzyńska