Paniczny lęk przed porodem, czyli… strach przed utratą kontroli

Bałam się szpitala, wizyt lekarskich i samego porodu.

Kiedy zaszłam w ciążę przestałam słuchać wszelkich opowieści dawnej treści na temat porodów. Nie chciałam się nakręcać czyimiś emocjami. Razem z Andrzejem zapisaliśmy się na szkołę rodzenia.

Na początku po każdych zajęciach walczyłam z myślami: „Dlaczego to właśnie kobiety muszą rodzić dzieci? Przecież to niesprawiedliwe!” Z tygodnia na tydzień przepracowywaliśmy kolejne etapy mojego buntu i strachu. W końcu poczułam że dam radę. Z resztą nie miałam już wyjścia:) Nabrałam zaufania we własne siły. Wiedziałam, że nie będę sama. Wyobrażałam sobie jak trzymam synka na rękach. Nauczyłam się technik oddychania. Poczułam, że mam na coś wpływ. Zaufałam Bogu, że On ogarnie wszystko czego ja nie mogę.

Ciąża i poród stały się dla mnie egzaminem ze świadomości własnego ciała. Dobrze że tego nie bada się przed zajściem w ciążę bo chyba bym spanikowała .

Na porodówce sama byłam zaskoczona, że prawidłowe oddychanie może, aż tak dużo zadziałać. Świadomość tego co się dzieje, uspakajała mnie. Wiedziałam że jest postęp i niedługo odpocznę. Na co dzień trudno to sobie wyobrazić, bo na co dzień oddychamy bezwarunkowo. W czasie skurczy oddychanie staje się dość absorbującym zajęciem. Pomogło mi skupić myśli i zmniejszyć ból. Cieszyłam się że mam zajęcie i nie robię sobie wstydu. Dziewczyna, która rodziła wieczorem następnego dnia, krzyczała jak wściekła. Chyba jedyny kurs rodzenia przechodziła oglądając „I kto to mówi III.”

 

Przetrwałam kilka dni w szpitalu. Mimo, że po samym porodzie nastąpiły komplikacje i przez pierwszą dobę nie mogłam karmić Pawła piersią. W kolejnych dniach udało się nam nawiązać współpracę, którą kontynuowaliśmy przez kolejne miesiące. Na początku, chyba z niepewności próbowałam dziwnych rad pielęgniarek,przecież one są doświadczone, a ja nie. W końcu odważyłam się wyjąć z torby nakładki do karmienia i karmiłam przez nakładki.

Czy poród okazał się tak traumatycznym przeżyciem jakiego się spodziewałam przed ciążą? Na szczęście nie. Chociaż szczególnie po porodzie zobaczyłam, że moja odporność na ból jest chyba bardzo niska:)

Czy było całkiem idealnie? Też nie, bo bolało i dostałam krwotoku z tętnicy, który trudno było przewidzieć. Czy Bóg ogarnął wszystko czego ja nie dałam rady? Tak.

Pomyślałam sobie następnym razem będzie jeszcze lepiej, bo wiem już o co chodzi. I rzeczywiście wiedziałam o co chodzi. Nie bałam się już tak wizyt u lekarza. Pobierania krwi i tak dalej. Ćwiczyłam oddychanie, aż pewnego dnia tydzień przed porodem kiedy byłam na rutynowym badaniu tętna dziecka, lekarz dyżurujący, którego nie znałam oświadczył, że skurcze są zbyt intensywne.

Lekarz polecił bym została w szpitalu. Ja w ogóle nie czułam żadnych skurczy. Z resztą razem z Andrzejem mieliśmy w planach wspólne zakupy ( przecież kobiecie w zaawansowanej ciąży niczego się nie odmawia). Byłam zła, ale oczywiście nie narażę dziecka dla kilku nowych, wymarzonych gadżetów. Zostałam w szpitalu, po kilku godzinach chodzenia, skakania, brania prysznica itp. Andrzej pojechał do domu, a ja położyłam spać.

Wyszło na moje, porodu nie było. Jednak rano przyszedł ordynator i oświadczył, że ze względu na komplikacje po ostatnim porodzie nie mogę rodzić naturalnie i wyznaczył mi termin cięcia cesarskiego. Wpadłam w panikę. Przecież lekarz prowadzący stwierdził, że dziecko jest na tyle małe, że mogę bez problemu rodzić sama.

Miałam przed sobą kolejne wyzwanie. Cesarskie cięcie, którego bałam się jeszcze bardziej niż porodu naturalnego. Ja przecież jak rozetnę sobie palca to opatrunek robię z zamkniętymi oczami, żeby nie zemdleć. Cesarskiego cięcia nie przeżyję. Miałam tydzień na zmianę mentalną. Egzamin zdałam:)

To co było dla mnie niesamowite to fakt, że chociaż mój lekarz podjął zła decyzje, Filip był większy niż na usg i poród mógłby się bardzo źle zakończyć. Bóg wykorzystał upór lekarza dyżurującego i zatrzymał mnie w szpitalu, po to bym dostała skierowanie na cesarskie cięcie od ordynatora. Bo jak wiemy lekarze nie lubią kwestionować decyzji swoich kolegów, tak po prostu, niech szef decyduje.

Czy było tak strasznie jak się spodziewałam? Nie. Czy było idealnie? Też nie.

 

To co bardzo mocno zrozumiałam po porodach to fakt, że są w życiu rzeczy, których nie da się idealnie zaplanować. Wystarczy, ze zrobimy to co jest naszym zadaniem, resztą zajmą się kompetentni ludzie, a jak coś spaprają, to Bóg nawet ze zła potrafi wyprowadzić dobro.

Po tych doświadczeniach odpuściłam sobie mocno potrzebę panowania nad wszystkim. Nie da się, bo albo zwariujesz ( nie wytrzymasz napięcia) albo się rozczarujesz ( nie można mieć wpływu na wszystko).

 

Bożena Burzyńska