Andrzej miał wrócić dopiero w czwartek. Od kilku dni sama zajmowałam się dziećmi. Lubię je, nie o to chodzi, ale marzyłam po prostu, by posiedzieć sobie w spokoju.
To miał być wolny poniedziałek. Odprowadziłam chłopców do przedszkola i wróciłam do domu. Usiadłam i wtedy się zaczęło:
Najpierw posprzątam, po weekendzie jest trochę do ogarnięcia. Przydałoby się odkurzyć. No i czeka mnie prasowanie. Może teraz zrobię to wszystko i będę miała z głowy.
Rany, co się ze mną stało?
Zaplanowałam wolne przedpołudnie, mogę robić wszystko. A ja myślę o tym że trzeba posprzątać. Mało tego trudno jest mi się skupić na innych rzeczach.
Myślałam, że od jakiegoś czasu dawałam sobie prawo do własnego rozwoju. Z resztą tak naprawdę musiałam to zrobić, bo zżarłaby mnie frustracja. Jednak tego dnia bardzo wyraźnie zdałam sobie sprawę, że nie potrafię najpierw zadbać o siebie, a później dopiero zajmować się tym co jest do zrobienia.Wydaje się że różnica żadna.
A jednak…
Kiedy mam dużo czasu, jestem wypoczęta i mam świeży umysł, raczej powinnam skupić się na swoich priorytetach, na tworzeniu czegoś, planowaniu, rozmyślaniu. Na rzeczach, które pomogą mi stać się lepszym człowiekiem, wypełnić moje przeznaczenie. A ja najlepszy ten czas nauczyłam się przeznaczać na sprzątanie, prasowanie i inne pilne sprawy.
Zmienił się etap w moim życiu, ale ja nadal działałam na starych zasadach. Kiedy dzieci były naprawdę małe, byłam przemęczona. Na początku nie mogłam się przyzwyczaić, że za kogoś odpowiadam 24 godziny na dobę.
Nieprzespane noce, ciągłe zajmowanie się maluchami. Dużo prania, dużo sprzątania. Byłam maksymalnie zaangażowana i zestresowana.
Powoli to się zmieniało. A od kiedy chłopcy poszli do przedszkola zyskałam więcej czasu. Zaangażowałam się więc w pracę.
Zmieniło się dużo, ale ja nadal zachowywałam się tak jakbym nie miała wpływu na to co się dzieje. Sama organizowałam sobie czas, z resztą kiedy ma się w pracy za szefa własnego męża, wszystko da się załatwić 😉
Jednak ja miałam dużo racjonalnych wymówek. Na własny rozwój zostawiałam sobie skrawki czasu. Czas dla siebie nadal rezerwowałam wieczorem, kiedy dzieci już spały, chociaż tak naprawdę mogłam wybrać dużo dogodniejszą porę.
Zwolniłam się z odpowiedzialności za tempo własnego rozwoju. Powtarzałam sobie, że przecież robię co mogę. Zapomniałam, że o siebie trzeba walczyć i to najczęściej z własnymi przekonaniami i lenistwem 😉
W tamten poniedziałek postanowiłam na nowo poukładać sobie w głowie. Najpierw poczytałam książkę, a sprzątanie zostawiłam sobie na 20 minut przed wyjściem z domu Prasowanie przełożyłam na wieczór.
Na początku nie mogłam skupić myśli. Drażniło mnie wszystko dookoła. Ale ja mój plan wypalił, byłam z siebie bardzo dumna 🙂 Zachęcona do działania. W końcu zaczęłam świadomie inwestować w siebie.
W dłuższej perspektywie sami kształtujemy siebie i nasze życie. Proces ten trwa do ostatniego dnia, a za nasze wybory sami ponosimy wyłączną odpowiedzialność.
Eleanor Roosevelt